Archiwum grudzień 2003, strona 7


gru 04 2003 Historia jednej znajomości
Komentarze: 4

         Był inny niż wszyscy pozostali narkomani, których kiedykolwiek znałam. Nie ćpał, żeby uciekać od swojej rzeczywistości. Nie ćpał po to by udowodnić coś sobie. By udowodnić coś całemu światu. Nie ćpał, bo go zmuszali, bo tak wypadało, bo inni ćpali. Nie ćpał, żeby mieć wizje, żeby tworzyć, żeby szybować po nieznanych galaktykach ułudnych rzeczywistości. Nie ćpał, żeby pamiętać. Nie ćpał, żeby zapomnieć. Nie ćpał, żeby umrzeć. Ćpał, żeby żyć...

         Większość dealerów nie ćpa. Oni wiedzą, że to syf. Wiedzą lepiej niż ktokolwiek inny. Codziennie robią kasę na ludziach, którzy coraz głębiej sięgają dna. Codziennie widzą ludzi, którzy biją, kłamią, kradną, a nawet zabijają... tylko po to by mieć kasę na kolejną działkę. A potem na następną. I na następną...
To właśnie na ich oczach dokonuje się powolny upadek tych ludzi. Upadek powolny, ale konsekwentny. Upadek, którzy oni sami współtworzą...

         Krzysiek sprzedawał prochy, żeby ćpać. Ćpał, żeby zabić ból. Zabijał ból, bo nade wszystko chciał żyć. Chciał żyć, bo panicznie bał się śmierci... A śmierć była nieuchronna. Bardziej nieuchronna dla niego, niż dla każdego innego przeciętnego człowieka. Miał białaczkę...


         Nasza znajomość trwała dwa dni. Dwa mroźne, grudniowe dni. Dwa dni. Zbyt krótkie żeby móc je dobrze poznać. Zbyt długie, żeby można było przejść obok nich obojętnie. Zbyt ulotne, żeby móc cokolwiek zrobić. Żeby zatrzymać szalone koło przeznaczenia...


         Poznaliśmy się w parku. Siedziałam na ławce, paliłam papierosa i płakałam. Już nie pamiętam dlaczego. Może pokłóciłam się z ciotką, może przeszłam jakąś burzliwą rozmowę z Nim, a może po prostu byłam nieszczęśliwa... W tamtych czasach często bywałam nieszczęśliwa. Bardzo często. Zbyt często...

         Podszedł tak po prostu. Usiadł na ławce, poprosił o papierosa i zaczął stroić głupie miny. Nie wyglądał na ćpuna - raczej na zagubionego romantyka, który pisze wiersze, kontempluje przyrodę i poniewiera się pomiędzy jedną, a drugą nieszczęśliwą miłością. Miał twarz kilkuletniego dziecka i oczy starego człowieka. Człowieka, który za dużo przeżył. Człowieka, który pragnie ocalić w sobie jakąś ważną cząstkę samego siebie. Człowieka, którym byłam także ja...

         Przez te kilkanaście godzin rozmów, uśmiechów, żartów i łez wysłuchałam historii jego życia. Historii smutnej, wręcz tragicznej. Historii, która napisana była krwią jego tlącego bólu. Historii pełnej cierpienia, samotności i wszechogarniającego braku ładu. Historii, w której czarne raz było czarne, po chwili białe, a za kilka minut mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Historii, która wydawała się tak bardzo znajoma...
Z resztą wszystkie nieszczęśliwe historie są do siebie przerażająco podobne...


         Czarna klepsydra wywieszona przed drzwiami kościoła znaczyła więcej niż kilkanaście literek ułożonych w jakiś niezdarny ciąg nikomu niepotrzebnych wyrazów. Była symbolem kolejnego upadku. Upadku dobrego człowieka, którego życie toczyło się po coraz dziwniejszych ścieżkach usłanych zakrętami i tajemniczymi rozwidleniami dróg. Wybrał złą. A może nigdy nie było tej dobrej? Może nie miało być? Może tak właśnie miało się stać?

         Odszedł spokojnie. Z taką ilością hery nie mógł czuć niczego. A może odczuwał na raz wszystkie stany świadomości? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć...
Lokalne media przedstawiły jego tragedię jako bunt kolejnego zblazowanego nastolatka. Wygrzebali jakieś śmieci z jego przeszłości, ubarwili literacką fikcją. Fikcja zawsze lepiej się sprzedawała niż rzeczywistość. Historia schorowanego, cierpiącego, porzuconego przez rodzinę chłopaka chwyciłaby za serce - oni chcieli go napiętnować. Chcieli go potępić. Chcieli żeby był kolejnym przykładem upadku wartości młodego pokolenia. Był kluczowym punktem ich manifestu... Nawet po śmierci nie dali mu zaznać spokoju...

         Moja ciotka wpadła do domu niosąc "sensacyjną" wiadomość o jego śmierci. Rozmowa była krótka. Wszystkie nasze rozmowy były krótkie, choć i tak zdecydowanie za długie bym mogła jej tak bardzo nie nienawidzić...
         - Słyszałaś? Jakiś ćpun przedawkował! Powinni ich wszystkich dawno zagazować i byłby spokój. No, ale zawsze to o jednego mniej...
         - A nie pomyślałaś, że ten ćpun był czyimś synem, bratem, przyjacielem, chłopakiem?
         - Synem? Jaka porządna matka urodziłaby takie dziecko?!

         Trzasnęłam drzwiami, zamknęłam się w swoim pokoju, usiadłam na parapecie i zapaliłam skręta. Jaka matka? Chociażby moja...

chwast : :
gru 03 2003 Nowy szablon:(
Komentarze: 4

Kurde musiałam sobie szablon zmienić szablon, bo tamten się chyba popsuł, ale byl taki kochany no i z Kurtem na dodatek, a ten jest też fajny nio tyle, że bez Kurta. Smutno mi bez Niego:(

chwast : :
gru 03 2003 Dla czarnej_narkomanki
Komentarze: 2

Gdy zaczynałam pisać tutaj bloga to nie sądziłam, że znajdę tu przyjazne osóbki, a tu prosze!!!!!!!! Znalazłam ich dużo, ale czarna_narkomanka to moja pokrewna dusza - sama tak powiedziałaś. Bardzo dziękuję Ci za to, że jesteś!!!!!!!!!!!!!!! Pozdrawiam Cię i ślę buziaczki:*

chwast : :
gru 03 2003 Dedykacja
Komentarze: 3
Dzisiejszy wpis obiecałam pewnej osóbce. Osóbce, którą znam już 10 lat i mimo, że miałyśmy lepsze i gorsze chwilę to ciągle Ją kocham. Myślałam, że po naszej zeszłorocznej(przedwakacyjnej) kłótni nie będę potrafiła zaufać Ci tak jak dawniej, ale na szczęście się myliłam. I chociaż nie rozmawiamy już tak często, może ze względu na to, że jesteśmy w innych klasach(a może i nie) to musisz wiedzieć, że nasze rzadkie rozmowy i tak dużo mi dają. Dziękuje.(nie wiedziałam czy chcesz abym ujawniła Twoje imię i nazwisko więc narazie tego nie robiłam)
chwast : :
gru 02 2003 Dla Ciebie
Komentarze: 2

Ja już chyba nie potrafię zrozumieć innych. Dlaczego jeśli masz okazję być szczęśliwą to tego nie wykorzystasz??? To chyba bez sensu, nie uważasz? Wiem, że nie wiesz dlaczego..., ale żyje się raz!!!!!!! Już zapomniałaś????

chwast : :